urodziła się 14 stycznia 1927 roku, jej ojciec pochodził z polskiej rodziny ze Żmerynki (dzisiejszy Obwód Winnicki, w centralno-zachodniej Ukrainie). Studiował w Odessie. Cudem uratował się ze służby w specjalnym batalionie kryminalistów nad Morzem Czarnym, do którego został wcielony jako sanitariusz.
Po przyjeździe do Polski, imał się różnych zajęć, gdyż co prawda skończył prawo na uniwersytecie w Odessie, jednak dyplomu już nie zdążył zrobić. Około 1923 roku wreszcie uśmiechnęło się do niego szczęście i otrzymał pracę w Towarzystwie Eksploatacji Soli Potasowych Kałusz-Stebnik. Zaczynał jako urzędnik, później awansował na inspektora, a następnie na prokurenta. Była to bardzo dobra praca, w której zarabiał 1.800zł, żyjąc oszczędnie i dążąc do zrealizowania planów. Sześć lat przed wojną ojciec wybudował kamienicę przy ul. Snopkowskiej 13 we Lwowie. Było w niej 9 mieszkań z komfortem (określenie śp. Ewy), zatrudniono służącą, a mała Ewa miała niańkę.
Gdy wybuchła wojna do Lwowa wkroczyli Rosjanie. Okres radosnego i bezpiecznego dzieciństwa i młodości skończył się bezpowrotnie. Ojciec stracił pracę, gdyż firma przestała funkcjonować, a jako kamienicznik był teraz wrogiem ludu. Zaczął wyrabiać i sprzedawać łopaty do śniegu, aby móc się zarejestrować jako czarno-robotny. To zapewniło mu tylko marne środki do życia ale uchroniło od wywózki. Później udało mu się otrzymać pracę w urzędzie w odpowiedniku polskiego ADM-u. Pomogła znajomość języka rosyjskiego i doskonałe obeznanie z buchalterią. Rodzina urzędnika administracyjnego mogła już z mniejszą obawą o bezpośrednie szykany nowej władzy liczyć, że następnego dnia nie zmieni miejsca zamieszkania. Jednak przezornie przez 22 miesiące żyli na walizkach. Ewa podjęła pracę w przedwojennym „Żniwie”, a późniejszym Zentralstelle Galizien. Początkowo jako kelnerka, później jako maszynistka. Firma zapewniała pracownikom codzienne obiady co było ogromnym ułatwieniem aprowizacyjnym. Ojciec pracował wówczas w biurach młynów, co z kolei zapewniało kartki żywnościowe. Rodzina Rypniewskich została przesiedlona do budynku, w którym pozostałe mieszkania zajmowali Ukraińcy.
W marcu 1944 roku z obawy o życie, opuścili Lwów. Ewa pojechała do Dębicy, do siostry ojca, która tam mieszkała. Udało jej się otrzymać pracę w dębickim „Żniwie”, co zapewniło jej otrzymanie dokumentów o zatrudnieniu. Najpierw pracowała jako urzędniczka, a gdy dowiedziano się o jej znajomości języka niemieckiego, została przeniesiona do sekretariatu szefa. W sierpniu 1944 roku przeprawiła się przez Wisłokę do Grabin – wsi pod Dębicą i tam próbowała przeczekać nasilające się łapanki. Po trzech dniach od jej przyjazdu, ruszył front i Dębica została odcięta. W Grabinie przebywała do 8 grudnia 1944 roku, a następnie przywędrowała do Słotowa. Spała na strychu u życzliwych gospodarzy, podobnie jak wielu innych uciekinierów. Podobnie jak wielu innych, kradła ziemniaki z pola, żeby nie umrzeć z głodu. Jej dalsza poniewierka w poszukiwaniu w miarę bezpiecznego miejsca, to Słotowa pod Pilznem, Poronin, gdzie jej stryj był inżynierem budowlanym w firmie budującej mosty i przeprawy. Umożliwiało mu to poruszanie się po całym Generalnym Gubernatorstwie w poszukiwaniu materiałów budowlanych. Gdy Ewa dotarła do niego, firmę już rozwiązano i nadzieje na jakąś stabilizację znów się rozpłynęły.
Po kolejnych poniewierkach w Zakopanem, w Krakowie i ponownie w Dębicy, dotarła do Zabrza. Był już rok 1947 i wraz z rodzicami zamieszkała kątem u ciotki, której jako repatriantce zostało wcześniej przydzielone 4 pokojowe mieszkanie. Po zdaniu matury rozchorowała się, a z racji posiadania tylko jednego płuca i niemogąca oddychać tym razem Gliwickim powietrzem, wyjechała do Bielska. Została asystentem projektanta w Miastoprojekcie, mieszkała u organisty w Białej. Pierwsze lokum przy ówczesnej ul. Miczurina (dzisiaj ul. Mieszka I) uzyskała dzięki pomocy ojca. Kwotę 6.500zł za wygrany i zaraz sprzedany motocykl ojciec w całości przeznaczył na pomoc dla córki. W Miastoprojekcie pracowała 10 lat, później przez cztery lata prowadziła Księgarnię Wydawnictw Zagranicznych w Białej – Dom Książki – przy ul. Dzierżyńskiego (dzisiaj ul. 11-go Listopada). Fatalne warunki lokalowe panujące w księgarni doprowadziły do kolejnej choroby. Pomimo już ukończonego kursu księgarskiego, zrezygnowała w pracy w Domu Książki.
Będąc na rencie wstąpiła do PTTK. Kontakt z naturą pozwalał jej oderwać się od rzeczywistości, często smutnej i wciąż dręczonej utraconym dobrym i bezpiecznym czasem. Czynione próby uzyskania rekompensaty za utracone mienie, nie dały żadnego rezultatu. Lubiła fotografować przez co można było spotkać ją na ulicach Bielska-Białej z aparatem zawieszonym na szyi.
Zmarła 27 października 2007, została pochowana w sektorze A5 w grobie nr 416.
Na podstawie życiorysu Ewy Rypniewskiej-Kozerawskiej, Rozdział II „Tylko we Lwowie”, oraz rozmów autora ze śp. Ewą.