parafii pw. św. Mikołaja w Bielsku-Białej

kronika osób pochowanych

Otmar Strokosz

urodził się 20 października 1919 roku w Trzyńcu, w powiecie cieszyńskim jako syn hutnika Gustawa Strokosza i matki Joanny z domu Mędrek. Był jednym z trojga dzieci rodziny głęboko patriotycznej i religijnej. Od piątego roku życia uczęszczał do polskiego przedszkola, a od siódmego do polskiej Szkoły Ludowej. Po jej ukończeniu rozpoczął naukę w Szkole Wydziałowej w Trzyńcu, uzyskując „małą maturę”. Z powodów finansowych, dalsza edukacja nie była możliwa. Rodziców nie było stać na pokrycie kosztów nauki i dojazdów do szkoły.
W 1930 roku wstąpił do Związku Harcerstwa Polskiego w Czechosłowacji – został członkiem drużyny harcerskiej im. J. Kilińskiego w Trzyńcu. Aktywnie uczestniczył w działalności Stowarzyszenia Młodzieży Katolickiej na terenie Trzyńca. Udzielał się w chórze „Hejnał”, w Stowarzyszeniu „Sokół” i trzynieckiej „Polonii” – klubie sportowym.
W sierpniu 1938 roku nielegalnie przedostał się do Polski, wstępując do Legionu Zaolziańskiego w Hermanowicach. Jako jeden z 1400 członków tej organizacji, w dniu 2 października 1938 roku wkroczył do Cieszyna. Pracował w sklepie, jednak uzyskując możliwość zatrudnienia w trzynieckiej hucie, porzucił handel.
18 lutego 1939 roku zdał egzamin dla instruktorów Przysposobienia Wojskowego i Wychowania Fizycznego w Katowicach. Współtworzył Związek Młodej Polski na terenie swego zamieszkania.
Po napaści Niemiec na Polskę, pełen wiary w rychłe zakończenie wojny, pod dowództwem majora Macielińskiego, wyruszył ze swym oddziałem Przysposobienia Wojskowego w stronę Krakowa. Marzenia o przywdzianiu żołnierskiego munduru, jednak się nie spełniły. 23 września 1939 roku wobec pewnej już klęski Wojska Polskiego, postanawia dotrzeć do Lwowa.
Po wielu perypetiach w grupie około 10-ciu Zaolziaków dotarł do dworca głównego we Lwowie. Spotkawszy majora Micielińskiego, został przez niego zaprzysiężony i stał się żołnierzem organizacji dążącej do wyzwolenia Polski.  Tak wspominał „O ile się nie mylę, to w październiku 1939 r. nie tylko ku memu zdziwieniu i niezrozumieniu, w willi „Grażyna” przy ul. Gipsowej, bocznej ulicy Dunin-Borkowskich, urzędowała oficjalna delegacja niemiecka w pełnym umundurowaniu, a oficerowie byli z krótką bronią. Prowadziła ona rejestr uciekinierów z terenów zajętych przez Niemców, chętnych do powrotu. Zadaniem naszym było ostrzeganie zwłaszcza znajomych mężczyzn, by się nie rejestrowali, gdyż wielu z nich może być aresztowanych. Patrząc na elegancko ubranych w mundury Niemców i ich butność, a obok na przechodzących sowieckich żołnierzy i oficerów, niechlujnie i biednie umundurowanych – widziało się kontrast nie do opisania. Na balkonie willi prawie, że stali niemieccy oficerowie i przez lornetki oglądali często przelatujące samoloty sowieckie. To wszystko wydawało nam się zupełnie niezrozumiałe i nieprawdopodobne, aczkolwiek prawdziwe, bo sam to obserwowałem. Niezrozumiałe dlatego, że jeszcze tak nie dawno byli to wzajemnie się nienawidzący najwięksi wrogowie, a oto jestem świadkiem, że w zajętym przez sowietów Lwowie, jak najwięksi zaufani przyjaciele, goszczeni są Niemcy, korzystając z pełnej swobody działania. Obserwując powyższe, jednego byliśmy pewni, ze to nic dobrego dla nas Polaków nie wróży. Nikt z nas jeszcze długo nie wiedział o tajnym zawartym pakcie Mołotow-Ribbentrop w sprawie dokonania rozbioru Polski i o tym, że Mołotow wyraził się jako o „bękarcie”.
Gdy Niemcy zaatakowali Francję, nadzieja na zakończenie wojny zagościła w sercach wielu lwowiaków. Wierzono w potęgę armii francuskiej i wreszcie jakieś ruchy Anglików. Niestety, przegrana Francuzów i wciąż trwające wywózki Polaków na Sybir oraz rozstrzeliwania na miejscu powodowały, że stan przygnębienia zaczął udzielać się wielu osobom.
W dniu 3 maja 1941 roku Otmar Strokosz zawarł związek małżeński z Pauliną Pukas ps. „Anna” w kościele pw. św. Marii Magdaleny, a w kwietniu dopełnił to ślubem cywilnym (koszt 3 ruble) w urzędzie przy ul Sykstuskiej.
Po ataku Niemców na Związek Sowiecki, tak wspominał pierwszy dzień niemieckiej okupacji we Lwowie: „…idąc z zoną do miasta przez plac Jezuicki, widzieliśmy jak grupa wyrostków ukraińskich dopadła Żyda. Takie zdziczenie widzieliśmy z żoną pierwszy raz w życiu. W biały dzień na oczach wielu ludzi bili go laskami drewnianymi, gdzie popadło, był cały pokrwawiony, krzyczał w niebogłosy o ratunek. Druga grupa wyrostków ostrzegała, by nikt się nie odważył pójść mu na ratunek, bo to Żyd. Uciekł im w krzaki, tam go znów dopadli i zaczęli leżącego kopać. Nie można było na to patrzeć, w końcu zamilkł, chyba go na śmierć zakopali. Wracaliśmy do domu, ale w drodze idąc ul. Leona Sapiehy, napotkaliśmy Ukraińców z opaskami żółto-niebieskimi na rękach, którzy popędzali kilkunastu Żydów – starych i młodych, kobiety i dosłownie małe dzieci. Ukraińcy zaopatrzeni byli w kije, jakieś węże gumowe itp. i bez przerwy bili pędzonych Żydów, co chwila przystawali, a wtedy druga grupa wywlekała z okolicznych domów dalszych Żydów dołączali ich do popędzanych i pędzili nie wiadomo dokąd przy nieustannym wrzasku i biciu. Był to jeden przeciągły lament, płacz i krzyk, a zgraja Ukraińców jak wściekła dzicz bezkarnie ich maltretowała. Pędzono ich w kierunku więzienia przy ul. Łąckiego. Przechodzący elegancko umundurowani Niemcy, nawet nie przystawali, tylko patrzyli, uśmiechali się i szli dalej mówiąc „gutt, gutt, Jude raus”.
Będąc zatrudnionym w kopalni w Kozakach, uczestniczył w akcjach zdobywania broni na Niemcach. Jednocześnie był świadkiem coraz liczniejszych bandyckich napaści Ukraińców na Polaków. W miejscowości Sasin nacjonaliści ukraińscy ponalepiali na drzwiach domostw polskich mieszkańców wezwania, do bezzwłocznego opuszczenia gospodarstw pod rygorem zabicia. Prewencyjnie zorganizowana akcja obronna wykazała dobre przygotowanie i realizację odstraszania. Około 200 akowców z bronią w ręku blokowało posterunki milicji ukraińskiej, niszczyło sieci telefoniczne, przeprowadzało rozmowy ostrzegawcze z miejscowymi polakożercami.
Po klęsce pod Stalingradem, Niemcy usilniej zaczęli szukać sojusznika w Ukraińcach, co przerodziło się w nasilenie agresywnych zachowań wobec ludności polskiej. Otmar Strokosz uczestniczył w wielu akcjach samoobrony będąc jednocześnie świadkiem nieustannego ukraińskiego ludobójstwa.
W maju 1944 roku został aresztowany przez Niemców i oskarżony o członkostwo w organizacji „Orzeł Biały”. Po trzech tygodniach często brutalnego śledztwa, został zwolniony i zobowiązany do zachowania w tajemnicy tak aresztowania, jak również przesłuchań.
W drugiej dekadzie lipca 1944roku, oddziały AK miały kontakt z wkraczającą Armią Czerwoną. Otmar Strokosz założywszy biało-czerwoną opaskę na ramię, ujawnił się wobec czerwonoarmistów jako komendant grupy polskich partyzantów działających w czasie okupacji w rejonie złoczowskim. Zgodnie z rozkazami miejscowego dowództwa AK, ujawnienie miało być częściowe, bez przyznania się do przynależności do struktur Armii Krajowej.
Po zgłoszeniu się w Komendanturze Miasta Złoczów, Przekazano Rosjanom informację i istnieniu od 1943 roku Samodzielnego Polskiego Oddziału Partyzantki w Złoczowie. Ujawniono dane osobowe członków, ilość i rodzaj akcji dywersyjnych, zdano część broni. Jednocześnie dla uwiarygodnienia prawdziwości informacji podkreślono współdziałanie z partyzantką radziecką. Faktycznie, takie zdarzenie miało miejsce, a obecnie mocno podkreślane, dawało dużą szansę na odsunięcie podejrzeń o powiązania z AK. Tak Otmar Strokosz wspominał po latach ten czas:”W międzyczasie doszło do porozumienia , między naszym dowództwem Inspektoratu Armii Krajowej, a majorem – partyzantem radzieckim Kundijusem (umowa była tajna), który rzekomo w czasie okupacji działał w małej grupie partyzantki radzieckiej z udziałem paru miejscowych Polaków, z Sasowa, a obecnie potrzebował na gwałt, wiarygodnego wsparcia z naszej strony, że działaliśmy razem. Inaczej za strony władz sowieckich wg ich ustawodawstwa, groziła mu nawet kara śmierci za to, że on jako oficer radziecki w 1941 roku oddał się do niewoli niemieckiej. Do niewoli dostał się w pierwszych dniach wojny bolszewicko-niemieckiej w 1941 roku, niedaleko Przemyśla. W czasie okupacji niemieckiej, przez cały czas ukrywał się w okolicy Sasowa, gdzie udzielał miejscowej ludności pomocy lekarskiej, jako wykwalifikowany lekarz. Z kolei myśmy szukali też jakiegoś wyjścia, by nas Rosjanie nie rozszyfrowali jako organizacji Armii Krajowej. I tak powstało tajne porozumienie o rzekomej naszej działalności , jako Samodzielny Oddział Polskich Partyzantów przy sztabie Radzieckich Partyzantów. Zgodnie ze złożonymi dokumentami zostaliśmy pod taką nazwą ujawnieni, złożyliśmy broń (po prawdzie złożyliśmy tylko część broni pozostawiając w ukryciu dla siebie zwłaszcza broń krótką). Doszło do narady władz administracyjnych z naszym „kierownictwem” na szczeblu miasta Złoczów. Na ten czas Rosjanie w stosunku do nas byli, tak nam się wydawało, nader grzeczni, darzyli nas zaufaniem. Przekonany jestem, że ta życzliwość i zaufanie nie były kierowane sympatią ani przyjaźnią, tylko tym, że w żadnym przypadku nie wierzyli Ukraińcom, bo 90% Ukraińców to byli banderowcy i upowcy, których hasłem było „smert Lacham, smert Stalinowi i Hitlerowi, chaj żywiet wilna Ukraina” – zatem nie pozostawało im nic innego jak kokietować Polaków, zwłaszcza nas, którym udało się jak na razie zamaskować swoją tożsamość organizacyjną i zamaskować się pod szyldem współpracy z sowieckimi partyzantami”.
Na początku czerwca 1945 roku po otrzymaniu karty repatriacyjnej, Otmar Strokosz wraz z żoną zajął miejsce w jednym z odkrytych wagonów transportu jadącego na zachód. W dniu 10 czerwca 1945 roku dotarli do Katowic, a następnie do Bielska. Z Państwowego Urzędu Repatriacyjnego otrzymali klucze do mieszkania przy ul. Górskiej (obecnie Michałowicza), gdzie wreszcie, po latach poniewierki i niepewności, mogli spędzić spokojnie noc.
15 czerwca 1945 roku Otmar postanowił odwiedzić rodzinny dom w Trzyńcu. Cały czas wykorzystując posiadane zaświadczenie o członkostwie w „Istriebitielnym Batalionie” i korzystając z możliwości podróżowania wojskowymi ciężarówkami, dotarł do domu rodziców.
Po krótkim pobycie powrócił do Bielska, gdzie podjął pracę w Tymczasowym Zarządzie Państwowym w Bielsku jako kontroler. Czując potrzebę dalszego zaangażowania w działalność polityczną, związał się z ruchem Mikołajczykowskim.
W dniu 3 listopada 1945 roku został aresztowany i zawieziony do budynku Urzędu Bezpieczeństwa w Bielsku przy ul. Krasińskiego. Po paru dniach został przewieziony do Będzina, a następnie do więzienia na Mokotowie. Zarzucono mu działalność wywrotową, zatajenie informacji o organizacji „Wolność i Niepodległość”, pobieranie pieniędzy za zaangażowanie w antypolskie knowania, wspieranie żołnierzy podziemia. W śledztwie trwającym 14 miesięcy Otmar Strokosz nie ugiął się, nie dał się sprowokować ani zastraszyć, chociaż metody stosowane przez „pracowników” bezpieki powielały bandyckie metody Niemców.
13 września 1946 roku na rozprawie w więzieniu Mokotowskim został skazany za przestępstwo z art. 1 Dekretu z dnia 30 października 1944 roku na karę dwóch lat z zawieszeniem na trzy, a w dniu 23 grudnia 1946 roku wyszedł na wolność.
Decyzją Sądu Wojewódzkiego w Bielsku-Białej w 1997 roku zarzucane przestępstwa dla Otmara Strokosza zostały obecnie uznane za związane z walką o suwerenność i niepodległość Polski.
Postanowieniem z dnia 19 października 1998 roku Sąd Wojewódzki w Warszawie stwierdził nieważność wyroku b. Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie.
Zmarł 15 lipca 2008 roku. Został pochowany w sektorze A5 w grobie numer 99.
 
 
Na podstawie rozmów autora z Otmarem Strokoszem oraz jego książki „W Armii Krajowej z Zaolzia przez okupowany Lwów do III Rzeczypospolitej”.
Krzysztof Raczek


Serdecznie dziękuję wszystkim osobom, które przekazując dokumenty, fotografie i informacje o bliskich zmarłych, znacząco ubogaciły stronę naszego cmentarza.
Krzysztof Raczek.


Ta strona używa plików cookies

Dalsze korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w polityce cookies.